Kiedy wojsko idzie na wojnę, to co ma robić?
Niszczyć wroga.
Czyli, zabijać.
Kiedy bloger, (hehe) dziennikarz pisze tekst, to co ma osiągnąć?
Przyciągnąć czytelnika.
Czyli, przekonać.
Tak, czy inaczej idzie się na wojnę.
I nie jest to barachło reprezentowane przez posła Nowaka albo przewodniczącego Napieralskiego, marszałka Niesiołowskiego - cymbałów trzech.
Albo celebrytę, ministra Sikorskiego.
Ten wojenne doświadczenie z Afganistanu, z młodości, zamienił na tvn pitu,pitu z Moniczką Olejnikową.
Wchodzi się w wojenny kocioł.
Blogerstwo, to jest cybernetyczna gra(i nic więcej).
To wiem.
Na pewno.
Można w niej stracić nazwisko, można dostać w mordę.
Dosłownie i w przenośni.
Można mieć zainfekowany komputer, zaatakowany przez /obcych/- do wyrzucenia.
Można się zniechęcić, można mieć drugie /życie/ vel nicka. ( dla starego blogerstwa i szpiegów do rozszyfrowania w 3 minuty)
Można stracić przyjaciół i motywacje.
Tylko, że to pieszczoty są, dostępne dla TT(twiterowego) towarzystwa alb tych co biorą bełkot Salonu24 lub linkowanych, gazetowych celebrytów/dziennikarzy za rzeczywistość i wskazówki do postępowania.
Śmiech.
Zupełnie czym innym jest pojechać na prawdziwą wojnę!!
Na rozkaz polityków.
W imię Polski
Choćby do Afganistanu.
Czym innym jest rozrabiactwo w blogosferze.
Czym innym jest, będąc pod ostrzałem, z ryzykiem śmierci na polu walki, podejmować decyzje.
A nie, je komentować.
Wojna to jest chaos z zagrożeniem śmiercią, tuż za pazuchą.
Najczęściej nad tym chaosem nie da się racjonalnie zapanować. (dla zainteresowanych,proszę wniknąć w - teorię chaosu)
Trzeba podejmować decyzje i wykonywać rozkazy jednocześnie, widząc jak dokoła padają zabici i ranni.
Towarzysze.
Więc, podsumowując, wolałbym aby aby od oceny zachowań naszych żołnierzy na polu walki, wysłanych tam, przez politycznych pajaców różnych maści, odpierdolili się przynajmniej dziennikarscy celebryci vel bandyci ( i ich pogodynki).
Rzeczpospolita wysłała ich na front, ma ich tam chronić i wyposażać w nowoczesne środki walki, i jednocześnie wziąć odpowiedzialność za ich błędy oraz zadośćuczynić pokrzywdzonym.
Bo Rzeczpospolita to nasz wspólny interes.
Niszczyć wroga.
Czyli, zabijać.
Kiedy bloger, (hehe) dziennikarz pisze tekst, to co ma osiągnąć?
Przyciągnąć czytelnika.
Czyli, przekonać.
Tak, czy inaczej idzie się na wojnę.
I nie jest to barachło reprezentowane przez posła Nowaka albo przewodniczącego Napieralskiego, marszałka Niesiołowskiego - cymbałów trzech.
Albo celebrytę, ministra Sikorskiego.
Ten wojenne doświadczenie z Afganistanu, z młodości, zamienił na tvn pitu,pitu z Moniczką Olejnikową.
Wchodzi się w wojenny kocioł.
Blogerstwo, to jest cybernetyczna gra(i nic więcej).
To wiem.
Na pewno.
Można w niej stracić nazwisko, można dostać w mordę.
Dosłownie i w przenośni.
Można mieć zainfekowany komputer, zaatakowany przez /obcych/- do wyrzucenia.
Można się zniechęcić, można mieć drugie /życie/ vel nicka. ( dla starego blogerstwa i szpiegów do rozszyfrowania w 3 minuty)
Można stracić przyjaciół i motywacje.
Tylko, że to pieszczoty są, dostępne dla TT(twiterowego) towarzystwa alb tych co biorą bełkot Salonu24 lub linkowanych, gazetowych celebrytów/dziennikarzy za rzeczywistość i wskazówki do postępowania.
Śmiech.
Zupełnie czym innym jest pojechać na prawdziwą wojnę!!
Na rozkaz polityków.
W imię Polski
Choćby do Afganistanu.
Czym innym jest rozrabiactwo w blogosferze.
Czym innym jest, będąc pod ostrzałem, z ryzykiem śmierci na polu walki, podejmować decyzje.
A nie, je komentować.
Wojna to jest chaos z zagrożeniem śmiercią, tuż za pazuchą.
Najczęściej nad tym chaosem nie da się racjonalnie zapanować. (dla zainteresowanych,proszę wniknąć w - teorię chaosu)
Trzeba podejmować decyzje i wykonywać rozkazy jednocześnie, widząc jak dokoła padają zabici i ranni.
Towarzysze.
Więc, podsumowując, wolałbym aby aby od oceny zachowań naszych żołnierzy na polu walki, wysłanych tam, przez politycznych pajaców różnych maści, odpierdolili się przynajmniej dziennikarscy celebryci vel bandyci ( i ich pogodynki).
Rzeczpospolita wysłała ich na front, ma ich tam chronić i wyposażać w nowoczesne środki walki, i jednocześnie wziąć odpowiedzialność za ich błędy oraz zadośćuczynić pokrzywdzonym.
Bo Rzeczpospolita to nasz wspólny interes.
Nie lubię wojny. Ani w książkach, ani w filmach, ani tych życiowych wojenek między ludźmi. Pewnie dlatego nie chciałam obejrzeć filmu Pluton. Ale mnie namówili, a poza tym, lubię Berengera.
OdpowiedzUsuńOkazało się jednak, że film był mało o wojnie. Film był o tym, czego mocno dotykasz w swoim bardzo dobrym tekście, a co mnie interesuje najwięcej: o człowieku. Takim młodym – jak pewnie pamiętasz – chłopaku, który w imię jakichś wzniosłych ideałów stał się żołnierzem. Za młodym, żeby umierać i zbyt niedojrzałym, żeby oprzeć się koszmarowi wojny, a wraz z nią bezmiarowi spustoszeń i bezpowrotnych zmian w jego psychice:
„Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź. […] [a teraz:]
Szukam nauczyciela i mistrza
niech przywróci mi wzrok słuch i mowę
niech jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia
niech oddzieli światło od ciemności.”
Ale film był jeszcze o czymś więcej. Stone, świetny reżyser pokazał mianowicie, co dzieje się z człowiekiem, który dostaje broń do ręki i musi robić z niej użytek.
Tak się zastanawiam, czyżby „polityczni pajace różnych maści oraz dziennikarscy celebryci vel bandyci ( i ich pogodynki)” nie oglądali tego filmu? A jeśli tak, to czy cokolwiek z niego zrozumieli? Czy słyszeli o psychologii wojny? O bodźcach, które jej przebiegowi towarzyszą, a nad którymi nie da się panować? O zagrożeniu, gniewie, panice, frustracji, odwadze, strachu, ranach, zwykłej ludzkiej słabości, walce z sobą samym o każdy krok naprzód w codziennym obcowaniu ze śmiercią?
Zakładam Igło, że wiedzą. Już na pewno ci, którzy pociągają za sznurki. A sprytnie to robią, instrumentalizując politycznie „pewien wojenny epizod”. „Szczujnia” natomiast nie musi nic wiedzieć, szczujnia ma kłamać i szczuć. I broń Boże, nie myśleć. Nie znam się na wojnie. Na szczuciu trochę tak.
Nie przestawaj pisać. DD
Różewicza zacytowałam z pamięci. To "Ocalony"