niedziela, 25 kwietnia 2010

W oczekiwaniu na decyzję JarKacza

Dziś Jarosław Kaczyński podejmie się startu w kampanii prezydenckiej.
Albo i nie.

Wolałbym Ołdakowskiego.
Przynajmniej wylansowany by został nowoczesny polityk z młodym zapleczem.

Czy JarKacz jest skazany na porażkę?
Niekoniecznie ale na pewno wtedy kiedy wskoczy w stare tory wyzywania przeciwników od s-synów i zdrajców.
Wtedy większość wzruszy ramionami.

A może pójść z kilkoma czytelnymi punktami.

- zmiana konstytucji
- system prezydencki
- zmiana ordynacji wyborczej i ograniczenie sejmokracji
- zmiana organizacji prac rządu
- rewolucja w edukacji i informatyzacji
- zmiana organizacji służby zdrowia i ubezpieczeń społecznych

Kilka prostych, pozytywnych haseł.

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Ołdakowski na prezydenta..

postuluje Kataryna...

http://kataryna.salon24.pl/172560,moj-kandydat-jan-oldakowski

A czemu nie?
A nawet tak.

Tak, bo Kataryna ma wiele racji, jak nigdy zgadzam się z nią.

Tak, bo to byłby prawdziwy wstrząs w polskiej polityce.
Tak, bo spowodowany śmiercią starego gwardzisty.

Tak, bo byłoby to zwycięstwo nowego pokolenia.

Mało czasu?

Nieszkodzi.

niedziela, 18 kwietnia 2010

Buty...

Oni zawsze obdzierali nas z butów, na pobojowiskach..

Pierwsze co zauważyłem, na co zwróciłem uwagę, kiedy trumna z ciałem Prezydenta była odbierana przez oficerską obstawę z Kompanii Reprezentacyjnej Wojska Polskiego na smoleńskim lotnisku to były buty - oficerki.

Już poza nimi nikt takich nie nosi. Poza oficerami z Kompanii Reprezentacyjnej.
A ja je jeszcze pamiętam z dzieciństwa.

Pamiętam kilku, znanych sobie starych oficerów AK, pokazywali mi je jak najdroższą pamiątkę.
Pamiętam starych chłopów, bogatych gospodarzy, za PRL-u kiedy ubrani z pańska, w świąteczne dni przyjeżdżali do kościoła bryczką albo tzw. banderią, w parę koni, w bryczesach, surdutach szytych na wojskową modłę i właśnie w oficerkach.

Bo to nie są zwykłe buty.
Szyte na miarę, z najlepszej skóry, tak że stopa spoczywała w sztywnym trzewiku, kostka była lekko marszczona, luźna. W łydce, z tyłu usztywnionej opinały ją jak pończocha. Tam gdzie trzeba - miękkie, tam gdzie trzeba - sztywne. Przy dobrze ułożonej onucy można ich było nie zdejmować przez kilka dni. I do jazdy konnej i do marszu. Z wierzchu w zależności od potrzeby mniej lub więcej lakierowane, łatwe do utrzymania w czystości. Nieprzemakalne.
Nie do zdarcia.

Przed wojną kosztowały majątek.
Zamawiało się je u najlepszego polskiego/żydowskiego szewca. Tylko na miarę.
Za 300, 400, 500 złotych.
Dobry koń kosztował wtedy tyle samo a miesięczna pensja nauczyciela to było 150 zł.

Na polu bitwy były wygodą i przekleństwem. To po nich byli rozpoznawani polscy oficerowie tak przez niemieckich snajperów, jak i przez sowieckich morderców.

Pozostały składnikiem polskiej, wojskowej tradycji.

I tak powinno być.

Ceremoniał

Pozostaję pod wrażeniem ceremoniału jaki towarzyszył w ostatniej drodze Panu Prezydentowi i Pani Prezydentowej oraz wszystkim poległym pod Smoleńskiem.
I tam, na nieludzkiej ziemi i tu w Polsce, w Warszawie i Krakowie.
Jemu zawsze towarzyszyła oficerska warta i obstawa, z białą bronią. Można było ich poznać po krzyżu naszytym na denku rogatywek.
Współtwórca tego ceremoniału, gen. Kazimierz Gilarski też zginął razem z Prezydentem.

Państwo

Mamy je. Funkcjonuje. Mimo śmierci tylu pierwszoplanowych postaci nie zachwiało się nawet na chwilę.

Msza w Kościele Mariackim

Na początku byłem zaskoczony, potem zdziwiony a w końcu radosny.
Tak, byłem radosny.
Bo to była radosna ceremonia. Podniosła i szczęśliwa.
Ze skromnym, ograniczonym ceremoniałem wojskowym, pozbawiona pseudopatriotycznego zadęcia, tryumfalizmu. Jednocześnie skromna, na tyle na ile może być skromna Katedra i na tyle podniosła, że wystarczyła Bogarodzica aby poczuć Ducha.

Jakże różne są ściany Katedry Mariackiej, ociekającej złotem zawieszonych tam dziękczynnych wotów, darowanych z serca od kapiących zrabowanym przez ruskich sołdatów złotem carskich soborów.

Modlitwa najpierw po polsku w obrządku katolickim, potem po rusku i w starocerkiewnosłowiańskim, w obrządku bizantyńskim. Nawiązanie do I Rzeczpospolitej.

Media

Trza podziękować stacjom, redakcjom, dziennikarzom. Robili dobrą robotę. Gdyby tylko niektóre gęby frontmenów i komentatorów nie kojarzyły się źle. Pytacie które? Zawsze te same, i zaraz faryzejskie zedrą maski. Tak jak i kreowane przez nich tzw. autorytety.

Symbole


Przecież poległ pod Smoleńskiem, w drodze do Katynia. Poległ idąc jasno wytyczoną drogą. Jako pierwszy Obywatel Rzeczpospolitej.
Lech a to plemienne imię Lechitów jest i Aleksander czyli ten który służy ludziom. I Maryja.

Trumny wiezione na lawecie sowieckiego działa ciągnionej przez jankeskie Hummery. Sowieckiego działa, tzw. 76-tki z którą Berligowcy szturmowali Berlin i Hummery znane z wojen irackich i afgańskich. Oba wytwory wojennej techniki skromne i niewielkie. W sam raz dostosowane do wąskich uliczek Starych Miast Warszawy i Krakowa. Dla mnie jednocześnie symbole naszego wstydliwego podwieszania się pod większych braci. Miejmy nadzieję, że okresu przejściowego. Czas oprzeć się w większym stopniu o swoje.

I te rzędy młodych wdów. Jak po powstaniu jakim. Na czarno.

I sekcja ułanów z reprezentacyjnego szwadronu jazdy WP.

Sojusznicy

Ten co chciał to dojechał. Warto zapamiętać kto. Tak jak warto sobie uzmysłowić, że dla tzw. zachodniaków misterium śmierci, pogrzeb jest już tylko spektaklem popkultury. Skoro łatwo się wykpić wulkanicznym pyłem, to przecież przed kamerami można pokazać taką samą, zatroskaną twarz. Nie wstając z fotela. Te całe jankesy, francuziki i makaroniarze.

A sowieci?
Ci realizują swój świetnie przygotowany plan. Ten sam od 500 lat. Zetrzeć nas z powierzchni, pozbawić ziemi i języka. Zniszczyć naszą kulturę. Nie pozwolić nam żyć po naszemu.
Więc przyjechali.
Jak trzeba to i skruszeni.
Jestem człowiekiem małej wiary. Nie wierzę ludziom z NKWD. Nie wierzę w przypadek.

Pojednanie

A niby kogo z kim? Między ludźmi? Przecież to już dawno nastąpiło. Sam paliłem świeczki na grobach czerwonoarmistów. W moim rodzinnym domu wielokrotnie gościła wdowa i wnuczka po sowieckim oficerze poległym pod Elblągiem. Wdowa, której dopiero Polski Czerwony Krzyż pomógł po 30 latach odnaleźć grób ojca jej syna, bo sowiecka władza zabraniała jej nawet wyjechać do Polski.
Znowu jakieś tefałenowskie durnie wmawiają nam swoje łzawe fanaberie.
A sowieci robią swoje i nic dobrego z tego dla nas nie wynika.

Wawel
W pierwszej chwili byłem zdziwiony tę decyzją.
Teraz już nie.
Tam byli chowani Lech i Maria Kaczyńscy ale Zygmunt bił na trwogę i chwałę Rzeczpospolitej.

Tej Rzeczpospolitej, której już nie będzie łatwo zedrzeć buty.
Tej, która mimo wewnętrznych swarów rośnie w siłę.
Dumnej ze swojej przeszłości i coraz bardziej wierzącej w przyszłość.

A dziś?

Dziś proste słowa modlitwy, znanej od dziecka, wypowiedzianej przez arcybiskupa Dziwisza, po raz tysięczny przypomnianej..

Ojcze Nasz, któryś jest w Niebie......
...i łzy
Łzy.

środa, 14 kwietnia 2010

Biedni ludzie...

Biedni ludzie z TOK FM & TVN..

Bo oni muszą.
Muszą się zrywać rankiem, sprawozdawać nocą.
Bo ci zwykli muszą...
Ci zwykli muszą stać w kolejce, na słocie..

A ci z tefałenów muszą sprawozdawać, co za ohyda.

Już burzą się feministki, a nawet profesorki. Jak to we środę.

I znowu powraca wątek:
Głupi naród stoi w kolejce i to do kogo?
Do miłośnika psów i kotów, nosiciela brudnych butów i nosicielki kanapek dla niego.

Naprzeciw dumny reżyser i przedstawicielka międzynarodowej arystokracji.

I pytanie?

Jak nisko można upaść?

Jak można się zrównać z hołotą spod budki z piwem?

A media?
A te są tam gdzie zawsze.
Tak jak każdy lisek - menda.

Putin się cieszy.